środa, 6 marca 2013

Magiczna Francja dzień 1-3

dzień pierwszy
Na ten dzień czekałem bardzo długo od samego początku kiedy tylko wysłałem zgłoszenie na staż. Aż w końcu doczekałem się tej magicznej chwili i tzw. godziny zero, po kilku godzinnym locie z przesiadką w Paryżu dotarliśmy do Bordeaux. Po przyjeździe do hotelu bylem mile zaskoczony, bo to co w sieci miało 99% odzwierciedlenie w rzeczywistości. Po małym zapoznaniu się z hotelem i okolicą czas na lekki francuski lunch:
-talerz pełen szynek łososia, kiełbasek, warzywek z jajeczkami
-mix sałat z z regionalnym serem i kremem balsamicznym
-do wszystkiego świerzy chlebek
- a wszystko zwieńczył wyśmienity deser z sorbetu pomarańczowego lodów waniliowych z z rurką biszkoptową i magdalenką, a wszystko robione w hotelowej kuchni.
Po tej uczcie czas na wypoczynek  w okolicznym miasteczku i podziwianie jego uroków i małą drzemkę na wykończenie. Jednak to nie koniec atrakcji czas na zwiedzanie groty winiarskiej i odkrycie jej tajemnic i wiedzy.
Na zwieńczenie szef kuchni uraczył nas jeszcze bardziej smaczną kolacją:
-przystawki tarty z kaszanką na cieście francuskim z piure jabłkowym z musztardą i pianką z ziemniaków
-dania głównego ryby z rodziny dorszowatej rdzawiec, na soczewicy i sosem z masła octu i przypraw - nigdy tak delikatnej ryby nie kosztowałem, lecz soczewica była naprawdę  delikatna i moim zdaniem nasza zamkowa soczewica to mistrzostwo jednak mogę stwierdzić, że chef specjalnie tak poczynił gdyż całe danie było bardzo delikatne i nie chciał niczym niczego nie zdominować.
-deser ciastko cytrynowe z musem jabłkową i śmietaną waniliową z sosem kawowym.
Do wszystkiego towarzyszyło nam wyśmienite winę jak przystało na Francję. Pierwszy dzień dobiega końca jestem ciekawy kolejnych.



Dzień drugi
Dzień zaczął się zaskakująco wczorajszy dzień był pełen słońca i była to prawdziwa wiosna, za oknem mamy drzewo figowe i ku mojemu zdziwieniu przez noc drzewo prawie ożyło i zaczęło wypuszczać liście, niesamowity prezent poranny. Po typowo francuskim śniadaniu z domieszką wędliny czas na spotkanie z przedstawicielem tutejszego rady rolniczej prezentował zasady działania tutejszego runku, po przemiłej pogawędce czas na wycieczkę do lokalnego browaru gdzie właściciel przyjął nas z otwartymi rękoma. Wycieczka do tego miejsca to nie tylko opowieści ale również degustacja trunku. Mi osobiście jakoś żadne nie przypadło do gustu, gdyż może nie przepadam za tym "złotym napojem". Ku mojemu zdziwieniu właściciel produkuje własną oranżadę która naprawkę była smaczna i smakował jak nasz sprite :) Po wyprawie kolej na kolejny przepyszny obiad:
-Carpaccio z łososia z sałatką z czerwonej kapusty i marchwi z czerwonym pieprzem
-Karkówka z SousVide z aksamitnym pure kalafiorowym
-deser znowu mnie zaskoczył to połączenie kruchego ciasta z musem cytrusowym z ala bezą ba wierzchu z sosem z czerwonych owoców.



Po obiadowej lenistwie przyszedł czas na pierwsze lekcje kulinarne jednak z z działu cukiernictwa i tutejszych makaroników. Każdy próbował wcześniej je przygotować i jakoś nie wychodziły idealnie a pani cukiernik wtajemniczyła nas w te sekrety i teraz władamy pełną wiedzą z tego zakresu i zapewne wykorzystam to przy jakiejś okazji w restauracji, aby zaskoczyć klientów innymi smakami. Jednak cały smak ocenimy jutro, bo jak to się mówi sztuka potrzebuje czasu :) Naukowy czas się zakończył i chwila wolnego i mogłem zabrać aparat pod pachę i przejść się po wiosce i zejść z głównej ulicy. Jednak po drodze  odwiedziłem tutejsze intermarche i spotkało mnie małe zaskoczenie to na prawdę na półkach znajdują się regionalne produkty. A wyobrażacie sobie to u nas hahaha. Czas już na następną kolację przygotowaną przez szefa i zobaczyć czym nas uraczy rozmawialiśmy cały dzień o zupie że każdy by zjadł. Ku zaskoczeniu i ona pojawiła się na kolacji.
-zupa z topinanbura
- kolejna przecudowna ryba na delikatnym risotto i sosem z opalanych czerwonych papryk
- a na zakończenie deserek z gruszek delikatnych cukrzanach ciasteczek z sosem z mango
Tak oto zleciał kolejny magiczny dzień w magicznym miejscu. Dobranoc ;)



dzień trzeci
Dzień jak co dzień trzeba zacząć od śniadanka, ale zaraz po nim ruszyliśmy na targ z szefem kuchni. Coś co dobrze znam z swoich doświadczeń tu je po prostu rozszerzyło i pokazało inne spojrzenie na rynek z regionalnymi produktami. To co ja znam to inny świat niż tutaj a tutaj inny niż u nas:) My na rynku zaopatrujemy się w warzywa, owoce, kwiaty, pieczywo i dobrą energię. Tu jest inaczej na rynku handluje się wszystkim i świerzymi rybami, przyprawami z certyfikatami, różnorakimi mięsami czy już obrobionymi czy nawet żywymi, u nas by to nigdy nie przeszło. Tutaj pani przychodzi do pana na stoisko prosi jedną kurę pan pakuje do kartonika pakuję i już nikogo nie obchodzi co ta pani z tym zrobi czy na jajka, dla ozdoby podwórka czy na rosołek coś cudownego. Dalej dzieci zajadają się świerzymi, ciepłymi ciastami churros nic nie szkodzi że to meksykański i hiszpański smakołyk, ale grunt że dzieciom smakuje. Dalej w swoim wozie dwóch panów sprzedaje koninę, a u nas nikt by się tam nie zatrzymał jednak tu kolejka się pojawiała, na przeciwko panów panie sprzedają różnorakie ryby i frutti di mare, jak ktoś prosi o wyfiletowanie rybki to przybiega pan bierze rybę i z tyłu na stolę jak obrabia, krewetki jeszcze żywe podskakują w pojemniku, Polski sanepid zaraz by towarzystwo rozgonił. Po całym rynku przechadza się Pan naganiacz sprzedający laski wanilii coś wspaniałego. A co najlepsze i różni się od naszego by na swój rynek musimy zasuwać o 7-8 rano bo zaraz nic nie będzie a tu wszystko na spokojnie z full asortymentem możemy wpaść o 10 i nic się nie stanie.
Na zakupach wszyscy zgłodnieli i po powrocie do hotelu czas na obiad:
-pastę z makreli na cieniutkim chrupkim pieczywku na górze z galaretką z mleka śmietany z zatopionymi skórkami cytrusów i sosem cytrusowym
-polenta z mięciutką wołowinką i sosem pieczeniowym i małą niespodzianką jaką był szpik :) - jak na razie najmniej mi to pod pasowało
-deser jak zwykle petarda ciastko ala suflet z płynnym wnętrzem i sorbetem cytrusowym - świetne



Przyszedł czas na pierwszą naukę od szefa kuchni jak się obchodzić jak przygotować foie gras. Osobiście miałem pierwszy raz styczność z tym rarytasem. Jest to coś niesamowite kto by pomyślał że może to być samo w sobie słodziutkie:) Po ćwiczeniach my pokazaliśmy co my potrafimy przygotować z końskiej wątroby.
Po małym odpoczynku udajemy się na kolacje i zobaczymy czym popieści nasze podniebienia:
-zestaw delicyjnych foie gras które wcześniej przygotowywaliśmy
-dorsz z makaronem warzywnym i sosem z curry
-mix zmiksowanych owoców
Tak kończy się kolejny dzień. Udaje się na francuskie filmy w tutejszej telewizji :)





3 komentarze :

  1. Cóż,
    rozumiem twoje podekscytowanie, w końcu jest to spełnienie jednego z twoich marzeń, nie mniej jednak powinieneś przykładać większą wagę do ortografii i, może przede wszystkim, interpunkcji. Może tego nie zauważasz, ale nagromadzenie tych błędów sprawia, że twoje "przemyślenia z drugim dnem" czyta się na prawdę ciężko.
    Słowo "niesamowite" pojawia się tu stanowczo zbyt często. Nie od dzisiaj wiadomo, że jeśli chodzi o bogactwo kuchni to Francja nie ma sobie równych w Europie, ale z tego co piszesz wynikałoby, że Polska jest "kuchennym trzecim światem", co oczywiście nie jest prawdą.
    Uważam, że powinieneś bardziej skupić się na ogólnych wrażeniach niż na szczegółowym opisywaniu każdej zjedzonej potrawy.
    A.G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może po prostu mój przekaz do Ciebie nie trafia i dlatego czyta Ci się to tak ciężko? No jeżeli uważasz, że dwu krotne wykorzystanie tego słowa to przesada to okej, ale to jest tylko blog amatora. I piszę to co mi palce na klawiaturze wystukają. Dla Twojej wiadomości dla mnie kuchnia Polska jest dumą, i jej nie obrażam i w poprzednich wpisach nie znajdziesz obrazy naszej kuchni, tylko wytykam różnice i błędy jakie u nas są, spoko twierdzisz że Francuska jest najlepsza a podobno najlepiej uczyć się od najlepszych. Polski poziom kuchni był przez długi czas na bardzo niskim poziomie i nie da się tego ukryć, chodź jest coraz lepiej i tylko się cieszyć. We Francji miasteczko z populacją 2,5 tys ma 2 komplety sztućców od Michelina a u nas w takich miasteczkach nie ma nieraz nawet restauracji. Także to też jakoś świadczy o nas, wszyscy niby wierni patrioci, a kupują, sprowadzają chiśńskie podróbki :( Szkoda.
    A fajnie by było jak byś się przedstawiła osoba od komentarza, bo inicjałami każdy potrafi się podpisać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie super relacja. Jak bym tam był. Pisz pisz i się nie zrażaj. Z ortografią trzeba uważać. Sam robię błędy i wiem że wrażliwych ludzi to irytuje. Trzeba to Piotrze ogarnąć. A pana lub panią AG poproszę o więcej wrażliwości. Nie zauważyłem żeby Piotr wywyższał kuchnię Francuską poniżając kuchni Polskiej.Ja nie uważam że kuchnia Francuska jest najlepsza na świecie. Taką kuchnia dla mnie jest kuchnia Włoska , Meksykańska.A że Francuzi przekonali świat że to oni są mistrzami gotowania, no cóż bravo im za to. A to że opisuje każdą potrawę to świetny pomysł. Dla kucharza to swoisty drogowskaz i inspiracja.
    Bogdan Galązka

    OdpowiedzUsuń